środa, 9 października, 2024
artykuły

Jak przyjechać do Krynicy, i jak wrócić?

649views

Dworzec kolejowy w Krynicy-Zdroju, mający wszystko co jest potrzebne do obsługi pasażerów wita wszystkich na dworze, albo mówiąc po krakowsku, w polu.

To centralne miejsce w uzdrowisku winno być „bramą do miasta”, winno zachęcać do przyjazdu w tą okolicę i w sposób czcigodny witać czy  żegnać gości. Aż dziw bierze, że zupełnie nikogo, ale to nikogo to nie interesuje, i to już tyle lat. Dworzec to w sumie jedno z najważniejszych miejsc każdego miasta.

Deptak, pijalnia, gondola, wieża widokowa, fontanny, szlaki piesze i rowerowe, aby dotrzeć do tych miejsc należy wpierw dojechać do czegoś co się zwie dworcem i w cywilizowanych warunkach wysiąść. Nie każdy posiada samochód. Bardzo dużo ludzi nie ma czym dojechać do Krynicy.

Samochody nie wyparły kolei, i jej nie wyprą.  Samochody są we wszystkich miastach, Jest ich niejednokrotnie trzy razy więcej niż mieszkańców, jednak nie przeszkadza to dobremu funkcjonowaniu kolei i komunikacji autobusowej.

A tymczasem, od tylu już lat jak to wygląda w „perle polskich uzdrowisk”?  Pasażer nie zna dnia ani godziny odjazdu pociągów. Nie ma takiego mądrego, który by mógł zrozumieć rozkład jazdy napisany „maczkiem” i powieszony na takiej wysokości, że aby go przeczytać i spróbować zrozumieć, trzeba mieć ze sobą taboret. Ponadto plansze pokrywa pleksa plastykowa, w której odbija się zbocze Góry Parkowej. Natomiast obok w specjalnie przygotowanej tablicy informacyjnej zamykanej, przystosowanej do prawidłowego odczytu w pozycji stojącej zawieszone są reklamy kolejowe. To tak jakby próbować chodzić do tyłu, a nie do przodu. Brak zupełnie rozkładu przy wejściu na peron od strony miasta. Są w gablotach na peronie II, ale by do nich dojść trzeba pokonać 200 m.

Co najgorsze turyści w żaden sposób nie mogą odczytać tego rozkładu i tych „hieroglifów” w tym rozkładzie. Jest pod wielkim znakiem zapytania, czy osoby układające ten rozkład będą w stanie zrozumieć co napisały? Jeden pyta drugiego, drugi trzeciego i wychodzą nic nie wiedząc.  

Stan niewiedzy podnosi natychmiast każdemu adrenalinę, wywołując niepotrzebny stres. Nie ma się kogo zapytać, nie ma informacji, nie ma żywej duszy z PKP, która by mogła udzielić odpowiedzi na zadawane, istotne  pytania. Powtórzę jeszcze raz „ diabeł powiedział dobranoc i zgasił światło”.

W miejscu, które zostało wybudowane przed laty nie ma ani informacji, ani kasy, nie ma poczekalni, bo ta tymczasowa to tylko dla czterech osób i bez nagłośnienia, w sumie klitka dla jednego urzędnika kolejowego. Właściwa poczekalnia, ta prawdziwa, która powinna w dalszym ciągu służyć pasażerom,  zagracona jest miejskimi rupieciami aż po sufit.

Co najlepsze bilety można kupić z wyprzedzeniem tylko i wyłącznie w centrum miasta w miejscach związanych  z  inną działalnością.  Coś w rodzaju „groch, gwoździe, mydło i powidło”. Czy tak powinno być?

Polskie Koleje Państwowe nie powinny w dalszym ciągu bagatelizować krynickiego problemu jako właściciel budynku  i nieruchomości, powinny podejść do problemu w podobny sposób jak to czynią na innych terenach w Polsce. Remontują dworce, dogadują się z władzami miast w sprawie budowy centrów przesiadkowych i w sumie powstają piękne obiekty służące pasażerom. Dlaczego nie w Krynicy???  

To samo jest z komunikacją autobusową, zniknął dworzec autobusowy, zniknęły połączenia z Polską. Jest tylko trzech przewoźników: Szwagropol-Kraków, Polonus-Warszawa i Łódź. Jeżdżą bo jeżdżą, nikt ich o to nie prosił. Parkują swoje autobusy na własną odpowiedzialność  w wyżłobionych dziurach w jezdni przed dworcem, a w zimie wyjeżdżają tyłem, prawie 500 m do drogi głównej, z powodu braku odśnieżania. Gdzie znikły pozostałe połączenia, które funkcjonowały.  Nikt tu nie podpisze umowy bo nie ma z kim! Poczekalnią autobusową jest ławka przy murze dworca pod „gołym niebem”.  Stanowiska autobusowe zrobili sobie sami przewoźnicy. Jedna tablica wisi wyżej, druga niżej. Jak to wygląda!

Wszystkiemu towarzyszą olbrzymie dziury w drodze przed dworcem, bo kiedyś to była jezdnia. Podczas opadów deszczu mogą w tych dołach taplać się kaczki, jedyne sensowne rozwiązanie.

Czy tak ma wyglądać w dalszym ciągu europejska Krynica. Czy są w Krynicy, tacy którzy mają wpływ na zmianę  tej haniebnej  sytuacji. Przecież jest samorząd,  jest rada, są władze miasta, są  posłowie, senatorowie.  Przyjeżdżają tu władze z centralnej Polski. I co, i nico???

Chyba najwyższy czas i pora aby to zmienić!!!  Niech się w końcu zapali zielone światło dla pasażerów

Andrzej Gulewicz  MTV24

Fot. aut.